ja i moja prywatna przestrzeń.

Wow. Już prawie miesiąc tutaj. Po fińsku dalej nie umiem powiedzieć prawie nic, ale przynajmniej już nie boje się jak mówią do mnie tym dziwnym językiem, więc jest już duży progress. Melduje też, że jeszcze nie mam depresji. Jeszcze widuje tutaj słońce i dalej się uśmiecham. Przestawiłam się na jedzenie obiadów o godzinie 11ej, widziałam skocznie narciarską i mam już swój kubek z muminkiem, więc powoli wtapiam się w tutejszy klimat.

A tak apropo klimatu fińskiego to nie może zabraknąć tutaj historii o golasach.

Pierwsze spotkanie Erasmusów odbyło się w małej auli z jakże „zaskakującym” widokiem z wielkiego tarasowego okna, czyli z jeziorem. Gry integracyjne, zapoznawanie się, odpowiadanie po raz setny na te same pytania „skąd jesteś” „co studiujesz” „gdzie mieszkasz”. W pewnym momencie zauważyłam, że ludzie już nawet nie pytają o imię, bo ilość poznawanych osób jest tu tak ogromna, że zaczęło się to mijać z celem. W zupełnie inny sposób postanowili przywitać nas Finowie, którzy po kąpieli w jeziorku, nago i dumnie prezentowali się pod oknem tarasowym tańcząc i wymachując wszystkimi częściami swoich ciał.

Każdy nowy student musi tutaj przejść swojego rodzaju chrzest. Należało stworzyć grupy, wymyślić jakiś okrzyk i idąc przez miasto zaliczyć wszystkie stacje. Zadania były przeróżne, jedne mniej drugie bardziej zabawne. Zaczęło się od noszenia jajka w prezerwatywie, potem jakiś wybieg mody, przechodzenie po linie, walka na okrzyki i ostatnie zadanie, którym niestety rozczarowaliśmy wszystkich w okół. Ostatnia stacja znajdowała się w okolicy centrum w małym parku przy fontannie, w której to po złożeniu przysięgi trzeba było się wykąpać. Tym więcej punktów się otrzymywało im mniej odzieży się na sobie miało. Nasza międzynarodowa grupa została nazwana grupą nudziarzy, bo zaskakująco nikt nie wskoczył ochoczo nago do fontanny. Ale za to nigdy nie widziałam tyle nagich fińczyków latających po parku.

Po wielokrotnych wizytach w saunach, myślałam, że przyzwyczaiłam się do widoku gołych ludzi, bo przecież moje oczy widziały już wszystko. Okazuje się, że jednak nie wszystko, bo tu nagość w miejscu publicznym jest jeszcze bardziej naturalna.

Finlandia słynie także z zamiłowania do anyżu czy lukrecji. Nie raz już zastawiali na mnie tę pułapkę ukrywając anyż tak sprytnie, by się nie zorientować od razu co się zamierza zjeść. Poza tym jak już Fin Cię czymś częstuje, to nie wypada odmówić, więc wielokrotnie musiałam jeść te pyszne czarne cukierki z lukrecją. Ale hitem dla mnie był widok w McDonaldzie, gdzie zobaczyłam, że w ofercie mają nawet McFlury z cukierkami anyżowymi…

Co do jedzenia typowo stąd, to miałam okazję skosztować renifera. Tak. Zrobiłam to i zjadłam Rudolfa. Jak wrażenia? Powiem szczerze, że po prostu było ok. Mięso jak mięso, więc jednak chyba będę mogła przeżyć resztę życia bez jedzenia go ponownie, bo zdecydowanie wolę oglądać je koło świetego Mikołaja niż na moim talerzu. Finowie mają też swoją wersję pierogów, które nazywają się karjalanpiirakka (przyjemna nazwa co nie? J ). Są one otwarte i zapiekane, a farsz zrobiony jest z masy ryżowej. Wyglądają naprawdę apetycznie! Do smaku chyba jednak trzeba się przyzwyczaić, bo ani to słodkie ani to słone i w sumie to nie wiadomo jakie. A przy ostatniej wizycie w fińskim domu dowiedziałam się, że powinno się je smarować masłem, co sprawiło, że chyba jeszcze bardziej nie przypadły mi do gustu i zamarzyłam o zrobieniu swoich własnych, ulubionych pierogów ruskich ❤

Przed wyjazdem tutaj bardzo się stresowałam uczelnią. Powiem szczerze, że po prostu bałam się, że jestem za głupia na fińską edukację i moja wiedza nie będzie wystarczająca by bezproblemowo sobie tutaj poradzić. Pomijając fakt, że zajęć mam tu bardzo mało, to okazuje się, że ich sposób edukacji sprawia, że nie można poczuć się jak głupek tutaj (czyli całkowite przeciwieństwo w porównaniu do polskich uczelni). A na niektórych zajęciach, które mam z pierwszakami, to czuje się jak w szkole podstawowej, co z jednej strony czasem doprowadza mnie do furii, a z drugiej stwierdzam, że w sumie byłoby miło gdyby ktoś się mną tak zainteresował, jak zaczynałam swoje studia.

Pewnej środy przybyliśmy na zajęcia wg planu, oczywiście nie wiedząc co nas czeka, bo nazwa nie kojarzyła się nam z niczym. Pierwsze pytanie jakie padło od prowadzących do studentów brzmiało „co to jest projekt”. Każdy musiał odpowiedzieć jakimś jednym skojarzeniem. Myślałam, że pyta się o TEN projekt. A ona pytała generalnie, wiec padały odpowiedzi typu – praca na komputerze, robienie raportów, liczenie w excelu… Potem przyszedł czas na pierwsze zadanie – narysuj dom i niezbędne rzeczy do egzystowania w tamtym miejscu. W grupie byłam z ludźmi z Szanghaju. Ponieważ myślałam, że to projekt związany z naszymi studiami, narysowałam dom, podłączyłam wodę i prąd i ogrzewanie a moi koledzy z Chin dorysowali auto, sklep i wifi. Pracowało nam się bardzo dobrze, do momentu kiedy się dowiedzieliśmy, że to zajęcia dla pierwszaków i że pomyłkowo się na nich znaleźliśmy.

A i dowiedziałam się dlaczego Finowie nie ściągają na egzaminach. Za ściąganie grozi zawieszenie w studiowaniu do 2-óch lat. Też bym się bała.

Wszystkie historie dotyczące przestrzeni prywatnej, którą Finowie bardzo szanują okazały się jak najbardziej słuszne. Czyli najlepiej nie podchodzić za blisko gdy się rozmawia, nie dosiadać się do nikogo w autobusie (miejsce obok zarezerwowane jest na prywatną przestrzeń) no i broń boże nie dotykaj, nawet przypadkiem. Uśmiechać się możesz, ale nie oczekuj, że bezinteresownie ktoś odwzajemni Ci ten uśmiech. Z autobusami jeszcze jest tak, że każdy przystanek jest na żądanie, a ponieważ nie istnieje rozkład jazdy, trzeba cały czas wypatrywać autobusu, by w odpowiednim momencie móc go zatrzymać. A jak zatrzymasz nie ten autobus to i tak w niego trzeba wsiąść, bo żaden Fin nie przyzna się, że to jednak była pomyłka, bo za bardzo zwróciłby na siebie uwagę. Zawsze jak sobie biegam we Wrocławiu, czy gdziekolwiek indziej to gdy biegacz spotyka biegacza podczas treningu, zazwyczaj się uśmiecha, macha, wita. Tutaj jak biegne przez las, spotykam biegacza i uśmiecham się do niego to w odpowiedzi albo ten ktoś zmienia nagle kierunek biegu, albo ma wyraz twarzy odpowiadający pytaniu „dlaczego zaburzasz mi moją prywatną przestrzeń?”.

No dobra tak o nich gadam i pewnie zniechęcam do nich, ale poza tymi dziwnymi sytuacjami, to są bardzo sympatyczni i uprzejmi ! Są po prostu troszkę inni.

Wyprawa do sklepu spożywczego, to też zawsze wielkie wyzwanie, gdyż wszystkie nazwy produktów oczywiście są po fińsku albo po szwedzku, więc często nawet nie można przypuszczać co się ma w ręku. Gdyby nie google tłumacz, to nie wiem jakbym mogła cokolwiek tam znaleźć. Sklep jest ogromny, więc jak na początku byłam w nim kilka razy z rzędu to zaczęłam po woli zapamiętywać co gdzie jest, by nie musieć biegać w poszukiwaniach produktu z jednego końca sklepu na drugi. Nie trwało to jednak za długo, bo przy kolejnej wizycie zauważyłam, że zdążyli już zmienić makarony ze słodyczami. Następnym razem napoje z kaszami. Kolejny raz już nic nie było tam gdzie wcześniej. Ciekawe rozwiązanie marketingowe. Doprowadzające do furii, ale ciekawe, bo zawsze wychodzę z całą siatką zakupów, pomimo, że przyszłam tylko po chleb i mleko.

Kuopio nie jest bardzo popularnym miejscem wybieranym przez studentów z za granicy, dlatego też miasto postanowiło nas w jakiś sposób przywitać i mieliśmy spotkanie z władzami miasta w ratuszu, następnie rejs statkiem i afterparty ze specjalnymi cenami na barze! No nic tylko być witanym każdego dnia!

No i miałam pierwszego gościa! Podróż w jedną stronę 25 godzin, w drugą jakieś 18. Nie wiem czy komukolwiek innemu zależy na odwiedzeniu mnie aż tak bardzo jak temu mojemu gamoniowi ❤ i przeżyje taką podróż, ale zaproszenie dalej aktualne! 😀

Wczoraj był wyjątkowy dzień. Wczoraj nastąpił ten moment, kiedy to noc była tak samo długa jak dzień. Od dziś ciemność zacznie atakować bardzo szybko aż życie w szarościach i zimnie przejdzie do porządku dziennego. Trzymajcie więc kciuki by kocyk, witaminka D, czekolada i gorąca herbatka dały radę!

Dodaj komentarz